Polacy mają w sobie duży potencjał przedsiębiorczości. Nawet za komuny udawała się pewna akumulacja kapitału w prywatnych rękach. Bogacili się rolnicy, badylarze, drobni kupcy, rzemieślnicy i "międzynarodowi spekulanci". III RP powstała między innymi po to, by cofnąć ten proces.
Kapitał miał pozostać w rękach klasy pracującej, a dokładniej w rękach partii – zgodnie z marksistowską zasadą, że "w socjalizmie klasa robotnicza to szampan kawiorem zakąsza, ale ustami swoich przedstawicieli". Główną więc troską okrągłego stołu było zapewnienie właściwego ładu ekonomicznego. Tow. Kiszczak obsadził właściwymi ludźmi zarówno front polityczny, jak i ideologiczny. Odpowiednie autorytety zajęły miejsca w mediach i na ambonach – a partyjni towarzysze w bankach, spółkach i na froncie "prywatyzacji". Złośliwi nazwali ten proces uwłaszczeniem nomenklatury. Za utrzymywanie w ryzach religijnego polactwa kościół dostał działkę w postaci uprzywilejowanej reprywatyzacji i prawie nieograniczonego dostępu do budżetu i przeróżnych funduszy – także unijnych.
Rozdrapanie mienia państwowego nie zaspokoiło ambicji partii – trzeba było zlikwidować niezależną konkurencję. Tu na odpowiednim froncie postawiono "profesora", który długo "nie mógł odejść", a teraz znowu straszy po TVN-ach. Załatwił chłopów skokowym podwyższeniem oprocentowania kredytów hojnie rozdawanych za późnego PRL-u, a potem wyprowadził z Polski miliardy dolarów za pomocą szwindlu ze stałym kursem banknotów z nadrukiem "IN GOD WE TRUST". Wejście do UE i zamknięcie wschodniej granicy doprowadziło do bankructwa większość "small biznesu".
Na bazie zachodnich korporacji swobodnie kolonizujących Polskę wyłoniła się klasa wykształciuchów – młodych, wykształconych, z dużych miast i ze sporą kasą. Wszystko w tym opisie jest blagą. To raczej podstarzałe lowelasy i rozwódki, których "magisterska" wiedza nie wystarczyłaby do zdania przedwojennej małej matury – nie mówiąc już o jakimkolwiek zdrowym rozsądku potrzebnym do samodzielnego rozumienia świata. Oni rozumieją tylko przekaz TVN-u i prostsze seriale, ale uważają się za elytę. Z dużymi miastami zwykle pierwszy kontakt mieli dopiero po maturze, a z dużą kasą – no właśnie, jak jest? Zarobki mają nawet całkiem spore jak na warunki bantustanu, ale czerpiąc wzorce z telenoweli, muszą mieć wszystko od razu i z najwyższej półki. Czymś przecież trzeba karmić swoją próżność i apetyty. Nic dziwnego, że pomimo biedy Polska przoduje w sprzedaży eleganckich fur. Jest jedynie mały, na razie prawie niezauważalny problem – TO WSZYSTKO NA KREDYT!!!
Dopóki władza udawała, że radzi sobie z kryzysem, dopóty obsługa długów była stosunkowo nieuciążliwa. Wykształciuchy wiernie wspierały partię w przełomowych chwilach roku 2007 i 2010. Ale pieniądze rządowi się skończyły. Inflacja już startuje do pełnego rozwinięcia skrzydeł. Rozpoczął się sezon na wykształciuchów – ileż to pięknych bankructw zobaczymy w najbliższych miesiącach. Ile fur i willi pójdzie pod młotek...
Paweł Chojecki